poniedziałek, 23 lipca 2012

Generacja Y: Część pierwsza

Na samym początku przytoczę cytat z wikipedii:
Generacja Y – pokolenie wyżu demograficznego z lat 1980 - 1995, nazywane jest również "pokoleniem Milenium", "następną generacją" oraz "pokoleniem klapek i iPodów". Po raz pierwszy nazwa ta pojawiła się w 1993 roku, w magazynie "AD Age"[1].
Wszystkie brednie i kłamstwa, które będę umieszczał dalej będę dotyczyły raczej roczników 1990-95, gdyż właśnie z nimi mam najwięcej do czynienia. Generalnie ten wpis sprowadzi się do analizy i ewentualnej polemiki z artykułem z wikipedii oraz źródłami tam zamieszczonymi. Wiem, że część ludzi odruchowo pomyśli "BO TO Z WIKIPEDII, TO NA PEWNO GŁUPOTY, Z CZYM TU POLEMIZOWAĆ". Jednak po przeczytaniu materiału źródłowego streszczenie jakim jest ta notka wydaje się zrobiona całkiem przystępnie i rzetelnie. Staram się podchodzić z pokorą do pisania tych postów, więc za konstruktywną krytykę w komentarzach będę wdzięczny. 
Aktywnie i w każdej dziedzinie życia korzystają z technologii i mediów cyfrowych.
Prawda. 

Większość moich znajomych jak również ja sam używam technologii praktycznie bez ograniczeń. Praktycznie nie ma dziedziny życia, w której nie korzystam z jakiś urządzeń lub "gadżetów". Telefon komórkowy, laptop, zmywarka, kuchenka mikrofalowa, pralka. Zdecydowana większość z nas nie boi się nowych urządzeń, technologii. Mam świadomość, że urządzenia które mają bardzo szeroką grupę odbiorców są zazwyczaj "idiotoodporne" - interface jest prosty, często oparty na obrazkach lub też uniwersalnych symbolach. Akurat to jest bardzo dobra rzecz, gdyż znajdując się w otoczeniu nowych urządzeń szybko potrafię się odnaleźć - zazwyczaj metodą prób i błędów. Nie boję się tak jak większość ludzi starszych, że coś zepsuję. Staram się również zapamiętywać co wyczyniam, żeby w miarę możliwości odwrócić kroki, by jakieś urządzenie doprowadzić do stanu sprzed kontaktu ze mną – zazwyczaj to się sprawdza. Nie mam w zwyczaju czytać instrukcji urządzeń elektronicznych czy bajerów różnego rodzaju, zazwyczaj pytam innego użytkownika, jeśli jest akurat pod ręką lub wyszukuję informacje w internecie.

Najważniejszym medium cyfrowym jest oczywiście internet. Nie można zaprzeczyć, że używamy Internetu aktywnie i do wielu, wielu różnych rzeczy. Jednak uważam, że większość moich znajomych nie potrafi „używać” Internetu. Niby wiedzą, że jest Google i że cały trud sprowadza się do wstukania frazy do textboxa i kliknięcia „Enter”. Jednak problem przychodzi wtedy, gdy szukamy czegoś bardziej złożonego niż „GOŁE BABKI”, czy „EURO 2012”. Naprawdę prawie nikt nie ma pojęcia, że możemy zawężać wyszukiwania do odpowiednich domen, typów plików, okresu czasu i wiele, wiele więcej. Według mnie te umiejętności są przydatne – w szczególności, gdy studiujemy (czy to na uczelni, czy zupełnie samodzielnie pogłębiamy wiedzę) i chcemy znaleźć fachowy artykuł. Wielu moim bliższym i dalszym znajomym problem sprawia również przeszukiwanie for tematycznych, które bardzo, bardzo często są kopalnią wiedzy.

W związku z tą tematem wpisu chciałbym o czymś napisać, chociaż nie jest to z nią bezpośrednio z nim związane. Żyjemy w XXI wieku. W Polsce jest lepiej lub gorzej, ale za pomocą Internetu dostęp do informacji, wiedzy, możliwość rozwoju duchowego oraz intelektualnego nigdy nie była taka duża. Praktycznie każda informacja, wiedza z każdej dziedziny nauki i wiary jest dostępna w naszym domu. Teraz coraz częściej także przez telefon. Chcesz nauczyć się programować? Fora, kursy – masa rzeczy do znalezienia w Internecie za darmo. Malowanie, filozofia, inżynieria, wiedza medyczna – wszystko w zasięgu ręki. Jednak Internet głównie służy do oglądania „kotków robiących głupie rzeczy”, wrzucania pierdów na facebook’a, by podbudować nasze samopoczucie. „Piracimy” głównie gry, photoshopa, Windowsa i pornografię (chociaż popularność „ściągania” tych ostatnich spada na rzecz dostępu on-line). To jest dramatyczne. Prywatnie uważam, że kiedyś pewnie byłoby zupełnie tak samo (tzn. nie sądzę, że pokolenie naszych rodziców, dziadków, pradziadków itp. dzięki Internetowi popchnęłoby świat niewiadomo jak do przodu). Nie jest jednak to usprawiedliwieniem dla naszej – w tym oczywiście mojej – ignorancji. Ponadto Internet jest tak szerokim kanałem agresji, że to aż przykre. Zamiast nieść światło wiedzy, rozsądku i racjonalizmu często jest ściekiem żali, kompleksów i podobnych negatywów. Moją prywatną porażką jest to, że nie rozwijam się tak prężnie jakbym mógł, bo mi się nie chce – jest to odrobinę żałosne.

Innym ważnym medium jest telewizja. Nie jest ona tak „dwustronna” (chodzi mi o możliwość kontaktu z twórcą treści, komentowania itp.) jak Internet ale też należy się jej kilka zdań. Niestety telewizja dzisiaj głównie może nam zaoferować ogłupienie w tak różnych formach, że należałoby zapisać je w notacji wykładniczej. Nie jestem fanem teorii spiskowych, ale naprawdę fakty często są podawane nierzetelnie, wcześniej jest im nadawany jakiś „kolor” – niosą ze sobą opinię. Ta opinia nie jest opinią autorytetu, często jest to opinia powierzchowna, przez osobą mająca pojęcie o danym temacie z notki z wikipedii (patrząc na mnie i ten wpis, jest  to trochę ironiczne). Informacja jednak nie jest podana w sposób skłaniający nas do krytycznego przeanalizowania, lecz do przyjęcia właśnie z tym zabarwieniem. Oducza to „Generację Y” krytycznego rozumowania i świadomości, że można coś zmienić – zamiast tego (naprawdę widzę to po swoich znajomych… i sobie) rozwija się w nas „tumiwisizm” i przyjmowanie wszystkiego takim jakim jest. Drugą sprawą są kiepskie seriale (mój blog, moje opinie), które służą za jakiś rodzaj protezy emocjonalnej, dodatkowo maksymalnie upraszczają życie – niby bohaterowie pracują, ale tak naprawdę to robią wszystko inne, tylko nie pracują – sama praca też jest przedstawiona jako super-ciekawe zajęcie, dające możliwość rozwoju oraz samospełnienia. Prawda jednak jest inna praca prawnika, lekarza, czy dziennikarza to prócz „super ambitnych wyzwań, wymagających wysiłku, a jednak przychodzących łatwo” to głównie ciężka praca – i niestety monotonna i frustrująca.

Trochę się rozpisałem – ku własnemu zaskoczeniu – w związku z tym jest to pierwsza część cyklu „Generacja Y”. Liczę na konstruktywną krytykę w komentarzach. Nigdy wcześniej nie pisałem nic więcej niż było to ode mnie wymagane. Następna część pojawi się zapewne na dniach, bo podekscytowałem się pisaniem i przyjemnością jaką sprawia mi „tworzenie”.

Linki:

1 komentarz:

  1. Ciekawy temat poruszyłeś. Podoba mi się, że nie ma tu ataku na technikę, ale raczej na umiejętność korzystania z niej. Szczerze mówiąc nie cierpię technofobów, którzy widząc medium takie jak internet, słysząc o facebooku, czy o blogach od razu wyrzucają z siebie żółć. Od razu podpowiedziałeś mi temat na kolejną notkę na moim blogu :D Czuj się szczęśliwszy z tego powodu :) - http://wmojejopinii.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń

Odsłony w ostatnim miesiącu